KAROL STRASBURGER PRZEKONUJE: WIEK NIE MA ZNACZENIA. BIOLOGICZNIE JESTEM MŁODSZY O 10 LAT
Karol Strasburger (70 l.) i jego menedżerka Małgorzata od pewnego czasu spotykają się nie tylko na gruncie zawodowym, ale i prywatnym.
Choć dzieli ich 37 lat różnicy, dogadują się bez problemu.
W poruszającej rozmowie gospodarz Familiady opowiedział o tym, co jest dla niego najważniejsze.
Gdy spotkaliśmy się dwa lata temu, mówił pan: Chcę się zakochać, wdowiec ma prawo do miłości .
I oto pragnienia spełniły się. Karol Strasburger: - Nie umiem być sam.
Przez 30 lat dzieliłem życie z moją żoną Ireną. Gdy jej zabrakło, przeżyłem wielki dramat.
Dzięki pomocy najbliższych udało mi się stanąć na nogi, ale nie chciałem iść dalej przez życie samotnie.
Jak się znaleźliście?.
- Wiedziałem, jakiej kobiety na życie szukam: empatycznej, inteligentnej, pogodnej, dbającej o domowe ognisko.
I z zasadami, jakie sam wyznaję, czyli aby ważne były dla niej uczciwość i szacunek.
Z Małgosią poznaliśmy się dużo wcześniej.
Przyjaźniła się z moją żoną.
Potem, gdy żona zmarła, była dla mnie ogromnym wsparciem.
Bardzo dużo razem przeszliśmy, sprawdziliśmy się w wielu trudnych sytuacjach, o których nikt nie ma najmniejszego pojęcia.
W sieci spadł na pana hejt.
Piszą, że dzieli was zbyt duża różnica wieku, że nie wypada.
- Bardzo denerwują mnie takie opinie.
Niestety, mamy czasy, że wszystko jest poddawane ocenie.
Oceniają ludzie, politycy, inne instytucje, nakazujące jak żyć.
Ja nikomu norm moralnych nie ustalam.
Nie mówię, co ktoś ma robić, jak i z kim spotykać.
Każdy ma prawo do tego, aby układać sobie życie jak chce.
Na tym polega demokracja.
Może zamiast krytykować, warto zastanowić się nad swoim życiem, nad swoją rodziną, swoim postępowaniem w życiu, w pracy.
Czy jestem uczciwy, czy szanuję drugiego człowieka, czy pomagam, gdy ktoś znajdzie się w potrzebie.
Ale jednak dzieli was 36 lat.
- Wiek nie ma znaczenia.
Zresztą to kwestia umowna.
Kiedyś zrobiłem sobie nawet badania, z których wynika, że biologicznie jestem młodszy o 10 lat.
Od dzieciństwa uprawiam sport, dobrze się odżywiam, dbam o siebie.
Mentalnie też daleko mi do starego człowieka.
Znam natomiast młodych ludzi, którym nic się nie chce.
Spędzają dzień na kanapie przed telewizorem albo w knajpie z kolegami na piwie.
Nie żyją pełnią życia.
Chcą mieć wszystko szybko, bez ciężkiej pracy.
A gdy im nie wychodzi, rezygnują.
Ludziom jednak trudno dziś znaleźć miłość, niezależnie od wieku.
Często powtarzam moim znajomym: Nie można liczyć, że się wygra, jeśli nie podejmuje się walki.
Trzeba rzucić przysłowiowy los.
Nie można zamykać się w domu i cierpieć z tego powodu, że dopadła nas samotność.
Jeśli jej nie lubimy, szukajmy towarzysza życia, nie traćmy nadziei.
Z drugiej strony młodzi ludzie bardzo szybko rezygnują z miłości, trwa kryzys rodziny.
Gdy pojawiają się problemy, szybko się rozwodzą, rozstają.
- A przecież wspólne życie to ciągłe docieranie się, kompromisy, które wypracowujemy w imię uczucia, jakie nas łączy.
Kiedyś to samo co pani, powiedziałem w telewizji.
Po wielu latach spotkałem człowieka, który bardzo mi podziękował za te wypowiedziane wtedy słowa.
Okazało się, że w tym czasie miał ogromny kryzys małżeński, chciał odejść od żony.
Ale gdy usłyszał, co mam na ten temat do powiedzenia, postanowił zawalczyć o miłość.
Udało się, jest dziś bardzo szczęśliwy.
Zmienia się jednak mentalność, zaciera podział obowiązków kobiety i mężczyzny.
- Być może dlatego niektórym tak trudno znaleźć tę drugą połowę, jeśli wyznają tradycyjne wartości.
Wiele kobiet przestało budować domowe zacisze.
Mam znajome, które aranżując mieszkanie, w ogóle nie uwzględniają w niej kuchni.
Na obiady chcą chodzić do restauracji.
Prowadzenie domu ich nie interesuje.
Czy taki dom ma szansę na przetrwanie? Gdy go nie ma, gdzie szukać spokoju, ciepła, intymności?.
Słyszałam, że Małgosia to królowa w kuchni, a pan jest królem zakupów.
- To prawda.
Małgosia świetnie gotuje, a ja lubię dostarczać jej do kuchni zdrowe, smaczne produkty.
Na naszym pobliskim bazarku jestem stałym bywalcem.
Mam też funkcję podkuchennego, czyli ostrzę noże, obieram ziemniaki, kroję marchewkę.
Po prostu uzupełniamy się.
Często też odwiedza pan targi ze starociami.
- Można wyszukać tam naprawdę piękne i nietypowe rzeczy, np.
lampy, abażury, świeczniki.
Czasami przynoszę też rzeczy, które są zupełnie nieużyteczne w naszym domu.
Zakupy sprawiają mi po prostu przyjemność i jestem w tym specjalistą.
Zmienił się pan pod wpływem Małgosi?.
- Ona ma w sobie naturalną pogodę ducha, sympatyczność, czułość.
Nauczyła mnie prawić komplementy, codziennie dostrzegać miłe rzeczy w tej drugiej osobie.
To bardzo umacnia związek, sprawia, że czujemy się ze sobą dobrze, czerpiemy z życia najlepsze.
Gdy pojawiła się informacja, że chcecie mieć dziecko, znów wytknięto panu wiek.
- Nie planujemy na razie powiększenia rodziny.
Nie mówimy też kategorycznie: nie.
Po prostu cieszymy się szczęściem, jakie nas spotkało.
A jeśli zdarzy się nam dziecko, weźmiemy za nie całkowitą odpowiedzialność.
Powtórzę się, ale ocenę moralną co mi wolno, a co nie, niech każdy zostawi sobie i uczciwie oceni siebie.
Może taka ocena okaże się dla niego zbawienna, sprawi że polepszy swoje życie? Jeśli ktoś wie, co to znaczy miłość, wszystko zrozumie.
Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy: z nich zaś największa jest miłość.
Będzie ślub?.
- Dla mnie to element drugoplanowy, administracyjny.
Nie zagwarantuje nam szczęścia.
W przypadku takich spraw jak choroba czy sprawy urzędowe, jest jednak łatwiej.
Jest na pewno, ale można to też rozwiązać w inny sposób.
Na wszystko są metody.
Z moją żoną Ireną żyłem 30 lat bez ślubu i byliśmy szczęśliwi.
Znam przypadki, gdy dziewczyna wychodziła za mąż bez miłości, bo rodzina, opinia społeczna.
Ja już nie żyję, by uszczęśliwiać innych, bo to jest moje życie i moje wybory, które sprawiają, że jestem szczęśliwym człowiekiem, niezależnie od tego co powiedzą ludzie.
Ale w małżeństwie można też być szczęśliwym.
- Oczywiście, że można.
To jest indywidualny wybór.
Los pisze różne scenariusze.
Rozmawiała: Aleksandra Jarosz.
No comments:
Post a Comment